Kobieca drużyna Łysicy Bodzentyn awansowała do II ligi
Rubinkiewicz: Nie Ty, ja, jesteśmy My
Tym, którzy przed rozpoczęciem rywalizacji nie byli do końca przekonania, że misja pod nazwą skutecznej walki o awans powiedzie się, odpowiedziały w najlepszy z możliwych sposobów. Dzięki zasłużonej wygranej prowadzony przez Mirosława Rubinkiewicza zespół dziewcząt Łysicy Bodzentyn w kapitalnym stylu sięgnął po przepustkę do II. - Słowa podziękowania należą się każdej z zawodniczek. Wspólnie wykonaliśmy kawał dobrej roboty – mówi szczęśliwy twórca sukcesu i dyrygent mistrzowskiej orkiestry.
Płynące z głośników słynne "We are the Champions" i "Simply the best" Tiny Turner, wielka radość i uśmiech, który nie schodził z twarzy, a także lejący się strumieniami szampan – dla takich obrazków chce się przychodzić na stadion. Łysica w doskonałym stylu, wygrywając przed własną publicznością 2:0 pokonała wicelidera tabeli Stal Kunów i awansowała do II ligi. Taki sukces musi chyba smakować wyjątkowo?
Mirosław Rubinkiewicz, trener kobiecej drużyny Łysicy: - Z pewnością, ale faktem jest, że na wynik pracowaliśmy nie tylko przez kilka ostatnich tygodni i miesięcy, ale także przez kilka ostatnich lat. Zasłużyliśmy w pełni na awans. Rewanżową rundę rozgrywek rozpoczęliśmy nie tak, jak zakładaliśmy. Dwie wyjazdowe, porażki (2:4 z Top Spin Prominik oraz 1:2 z Wisłą Nowy Korczyn) postawiły nas w niełatwej sytuacji. Doskonale zdawaliśmy sobie sprawę, iż jeśli chcemy myśleć o czymś więcej niż tylko o rywalizowaniu w III lidze, drużyna musi wspiąć się na wyższy poziom. Super, że udało się tego dokonać. Mam nadzieję, że sukces zostanie wreszcie dostrzeżony. We wspomnianych dwóch spotkaniach wcale nie byliśmy słabszą ekipą. Być może dziewczętom zabrakło odrobiny szczęścia, ale taki jest futbol, który wiążę się z różnymi sytuacjami na murawie. Mieliśmy to szczęście, że cel w końcowym rozrachunku został osiągnięty. Tylko my wiemy jak sporym nakładem sił.
Przełamanie przyszło w najlepszym momencie. W Pińczowie Łysica pokonała miejscową Victorię, różnicą aż 5 bramek.
- Być może los tak pokierował rozgrywkami, że mecz, którego stawką był awans do II ligi miał odbyć się w ostatniej kolejce? Dla kibiców to wielki plus, że stworzyliśmy im fajne widowisko, po którym zadowoleni mogli opuszczać stadion. Oby więcej takich konfrontacji i oby oczywiście odbywały się przy podobnej lub większej frekwencji. Pojedynek z kunowską Stalą również nie należał do miana tych z gatunku łatwych, lekkich i przyjemnych. Super, że byliśmy w stanie zdobyć na początku pierwszą bramkę, która ułatwiła zadanie. Dośrodkowanie z prawej strony Juli Puchały, zamieniła na gola Magdalena Bazan. Po takich akcjach ręce same składają się do oklasków. Nie ma w nich przypadku. Podobne można zaobserwować na naszych treningach.
Nie tylko mecz z wiceliderem tabeli z Kunowa udowodnił, że siła Łysicy tkwi w kolektywie i zespołowości. Widać to było na murawie.
- Nie odkryję Ameryki jeśli powiem, że w futbolu istotne są nie tylko takie elementy jak technika, taktyka czy szybkość w podejmowaniu decyzji. Liczy się także charakter, a może przede wszystkim ambicja. Podopieczne w niejednym spotkaniu pokazały na co ich stać. Są silne mentalnie, a to również pozwala nam wygrywać. Zespół potrafi wychodzić z opresji. Mniej istotne w przypadku Łysicy jest to, która z zawodniczek pojawia się w wyjściowym składzie. Ważne – co mnie jako trenera niezmiernie cieszy – że dziewczęta stoją za sobą murem. W drużynie nie ma "ty" czy "ja". Jesteśmy "my".
Po poprzednim sezonie, w którym Łysica uplasowała się na 3. miejscu w tabeli nie było obaw, że coś może pójść nie tak?
- Wręcz przeciwnie. Lokatą na podium rozbudziliśmy apetyty, a ten jak wiadomo rośnie w miarę jedzenia (śmiech). W III lidze graliśmy drugi sezon. Dwójka okazała się mega szczęśliwą liczbą. Nie pozostaje mi zatem nic innego jak tylko bycie dumnym z takiej paczki. Dziś jest radość, ale kiedy emocje opadną przyjdzie czas na refleksje. Rozmawialiśmy z zawodniczkami o przyszłości. Na dziś wszystkie zostają w drużynie. A to też ma duże znaczenie.
II liga to nowe nadzieje, ale także nowe wyzwania. O co grać będzie Łysica?
- Jako beniaminek będziemy się w niej uczyć wielu rzeczy. Nikt nie położy się przed nami na boisku i da nam punkty za darmo. O każdy trzeba będzie walczyć od początku do końca. O zespół jestem spokojny. Jestem przekonany, że poradzimy sobie. Nie stoimy na straconej pozycji. Mocno wierzymy w to, że tak się stanie. Życzyłbym sobie aby kibice byli z nami na dobre i na złe. Niech trzymają za nas kciuki. Postaramy się odpłacić i zrewanżować w najlepszy z możliwych sposobów.
Rozmawiał Rafał Roman